Frustracje Ałtoreczkowe

...czyli zwariować albo nie zwariować

Szkoda pary, jeśli cała ma pójść w gwizdek.
Feliks W. Kres
Na początku może wyjaśnię, do czego blog będzie służył.
Pierwotnie miały się tutaj znajdować przeróżne pisane przeze mnie jednopartówki, niestety taka forma nie jest moją mocną stroną i w efekcie wrzucałabym coś raz na pół roku. Później miało to być zbiorowisko pozaliterackich (po)tworków, ale znowu nie wyszło… i w efekcie postanowiła sobie tutaj marudzić, od czasu do czasu wrzucić jakąś biżuterię (kiedy wreszcie zabiorę się do roboty) a jak mi odbije i sklecę krótkie opowiadanko, to też może być.

Nie wiem, czy to ładnie tak zaczynać od marudzenia, ale chodzi to za mną już od ładnych paru dni.
Moja wewnętrzna ałtoreczka domagała się porządnego przeanalizowania pisaniny. Od gotowych tekstów po zalążki pomysłów. Analiza poszła nieco dalej i na jej podstawie stworzyłam listę dokuczających mi frustracji.

Nie podoba mi się
Chyba najtrudniejsza rzecz do pokonania, w moim przypadku przynajmniej.  Nie podoba mi się nic, co napiszę, nic, co wymyślę. Dobra, z pomysłami jest tak: na początku są superhiperfajne, ale schodki zaczynają się, kiedy zaczynam głębiej rozmyślać, analizować: czy to logiczne jest? Czy to mogłoby tak wyglądać? I zwykle pada odpowiedź: nie. Nie mogłoby, bo jest bezdennie głupie i chociażby mi sto osób powiedziało, że jest fajne, to i tak będzie głupie. Pół biedy, jeśli nie zacznę pisać czy chociaż robić notatki, masakra zaczyna się, kiedy jestem na jakimś etapie tworzenia. Syndrom „nie podoba mi się” włącza mi się zaraz po tym, jak opadnie pierwsza fascynacja historią, czyli po jakichś trzech rozdziałach.
Jakaś recepta? Nie rzucać się na każdy nowy pomysł, poczekać. Raz jeden zaczęłam pisać na spontana i nigdy więcej. A jak już się rzucę, to nie publikować od razu na bloga. Rzucenie pomysłu w kąt będzie mniej bolało.
To rozwiązanie też nie jest idealne, ale o tym zaraz.
Z gotowymi tekstami bywa różnie. Zwykle kiedy wracam do czegoś po paru miesiącach to uważam, że nie jest takie złe, chociaż oczywiście mogłoby być lepsze. Cały czas mam również wrażenie, że kilka lat temu pisałam lepiej niż teraz, ale niestety nie ostał się żaden z ówczesnych tekstów. Być może to wszystko dlatego, że teraz piszę głównie na siłę (byle skończyć pomysł który mi się nie podoba) a wcześniej miałam wszystko gdzieś i pisałam dla przyjemności.

Nie umiem rozwinąć pomysłu
Chciałabym się dowiedzieć, czy ktoś oprócz mnie tak ma. Teoretycznie mam dziesiątki pomysłów na opka mniejsze i większe, ale w praktyce — żadnego. Bo kiedy taka mała gadzina zalęgnie mi się w głowie, to mimo tego, że myślę o niej i myślę, za Chiny nie mogę tego konkretnego pomysłu rozwinąć. A jeśli już się uprę i rozwinę na siłę, to wychodzić jakiś szajs, z którego cieszę się tylko przez chwilę, a potem wracam do syndromu „nie podoba mi się”.
Kiedyś, kiedy byłam młoda i nie denerwowało mnie marnowanie czasu, nigdy nie wymyślałam na siłę. Jak miałam pomysł na fabułę, to spoko, pisałam. Jak nie, to zapisywałam w zeszyciku i czekałam. W efekcie jeden, najbardziej obiecujący pomysł leży już cztery lata i wciąż jest go malutko, chociaż przez ten czas zmienił się kilkanaście razy i po pierwotnej wersji został już jedynie tytuł. Ostatnio zdecydowałam, że połączę to z innym opkiem, które dojrzewa od prawie roku (i również miało fefnaście wersji, w tym dwie zaczęłam pisać) i może COŚ z tego wyjdzie. Miejmy nadzieję bez „nie podoba mi się”.
Za to jest masa takich zalążków, na które w ogóle nie mam dalszej wizji i jest mi przykro, bo wyglądają obiecująco.

Nie mam satysfakcji
Pisanie to ciężka, fizyczna praca, jak to ciągle powtarzają na cenionym przeze mnie forum literackim i jak najbardziej się z tym zgadzam. Oczywiście bardziej dotyczy to osób z rozwiniętym warsztatem, aspirujących do wydania powieści niż mnie, ałtoreczki pospolitej. Ja powinnam pisać, bo lubię — i tak jest, lubię pisać. Nie lubię za to moich fabuł i przez to nie mam żadnej satysfakcji z pisania. Byle szybciej, byle to skończyć i zabrać się za coś fajnego. Które po kilkudziesięciu stronach znowu okaże się badziewiem.
Takie pisanie na siłę również nie ma żadnej wartości rozwijającej, bo skoro piszę szybko, to byle jak i niechlujnie. A to boli, bo chciałabym się w końcu rozwinąć, a nie trwać sto lat za Murzynami. Chyba dobrym sposobem na to byłoby zerwanie z komedią — bo od powrotu do pisania tworzę tylko i wyłącznie to — i zajęcie się czymś nawet nie poważnym, a normalnym. Tak po prostu, mieszaniną powagi i humoru.
I to jest chyba najbardziej frustrująca frustracja, jakkolwiek to nie brzmi. Bo skoro nikt mi nie płaci za pisanie, w życiu prywatnym niczego mi to nie przynosi, nie rozwijam się pisarsko, to powinno mnie chociaż cieszyć. Jak te dwunastolatki piszące o Bieberze czy kimś tam.

Jestem niedokładna
Czyli: nie podoba mi się, co piszę, więc piszę to szybko, czyli niedokładnie. Nie zwracam uwagi na wcześniej zrobiony research, nie zawieram połowy rzeczy, które chciałam zawrzeć, opowiadanie składa się ze śladowej ilości opisów i dużej ilości dialogów. Przez co mi się nie podoba i wracamy do punktu wyjścia.

Na razie frustracji przypomina mi się tyle, być może zrobię drugą część tego postu. Nie wiem, czy ktoś to przeczytał, ale jeśli tak, to pewnie myślicie sobie: no i po cholerę ty piszesz? Albo chociaż: to po cholerę wrzucasz to na blogi? A no po prostu czekam. Aż w końcu będę zadowolona.
W końcu autorem wiecznie niedokończonych tekstów też można być, a co. Różne hobby ludzie mają.
Jedyną receptą na wyżej wymienione bolączki może być jedynie zaprzestanie pisania. Ale ja jestem grafomanem i już nie umiem nie pisać.

Podobnego marudzenia zapewne w przyszłości pojawi się więcej, ale nie jestem w stanie obiecać regularności. To powyżej leżało mi na wątrobie to napisałam, a skoro blog kisi się już od listopada i nic na nim nie ma, to sobie wrzuciłam. Może dostanę wreszcie kopa do jakiegoś rękodzieła, bo jak na razie to tylko biadolę nad swoją pisaniną.

Jeśli ktoś dotarł do tego miejsca, to bardzo dziękuję za uwagę. A może masz jakieś własne frustracje do dodania? Jeśli robię z igły widły, to też mi to powiedzcie. Dosadnie.